Liczą się ułamki sekund

Maciej Blum
12.5.2014

O adrenalinie towarzyszącej wyścigom samochodowym i motocyklowym, wyprawach w różne regiony świata i realizowaniu życiowych pasji rozmawiamy z Przemysławem Saletą, utytułowanym kick bokserem i bokserem wagi ciężkiej.

Czym dla Pana jest samochód?

Przede wszystkim środkiem transportu, narzędziem pracy. Ze względu na fakt, że sporo czasu spędzam w podróży, powinien być wygodny. Dość istotne jest więc dla mnie to, czym jeżdżę.

Mistrz Polski, Mistrz Europy, Mistrz Świata w kick boxingu, aktor, a nawet showman – uczestnik m.in. programu „Gwiazdy tańczą na lodzie“. Wśród tych zajęć można znaleźć czas także na samochody i motocykle?

Trzeba zacząć od tego, że jestem uzależniony od adrenaliny. Właśnie adrenalina i ryzyko były tym, co pociągało mnie w sztukach walki. W 2007 roku zakończyłem zawodową przygodę i choć zdarzały się od tamtej pory pojedyncze występy, to jednak adrenaliny związanej ze sportami walki nie było zbyt dużo. Dlatego zdecydowałem się na starty w Wyścigowych Motocyklowych Mistrzostwach Polski, które dostarczają mi sporo emocji. W ubiegłym sezonie właśnie z tego powodu gościnnie wystartowałem również w Volkswagen Castrol Cup czy terenowym Rajdzie Maroka w ekipie NAC Rally Team.

Czy adrenalina podczas jazdy motocyklem to ta sama, która towarzyszyła Panu podczas walk na ringu?

Adrenalina jest na zbliżonym poziomie. Podczas wyścigów jest nawet czasem większa niż na ringu. Tak jest na przykład w momencie, gdy 30 motocykli wchodzi po starcie w pierwszy zakręt. Tego nie da się z niczym porównać. Natomiast w ringu jest znacznie mniej czasu na myślenie, analizowanie. Trzeba cały czas być skoncentrowanym, bo chwila – dosłownie ułamek sekundy – nieuwagi i może być po walce. Trzeba działać instynktownie, mieć pewne rzeczy wytrenowane. Chociaż z drugiej strony, w czasie wyścigu moment dekoncentracji również może oznaczać jego koniec.

Fascynacja motocyklami to w Pana przypadku nie tylko wyścigi. Jakiś czas temu uczestniczył Pan w motocyklowej przeprawie przez Australię. Jak tam się jeździ?

Co jakiś czas organizuję wyjazdy motocyklowe w różne regiony świata. Australia jest specyficzna ze względu na lewostronny ruch, ale i nietypowe drogi. Z 12 tysięcy kilometrów zaplanowanej trasy 9 tys. prowadziło po asfalcie, pozostałe 3 tys. to drogi szutrowe. I tam są one uważane za normalne, ograniczenia prędkości są dokładnie takie same, jak na asfalcie. Gdy pada deszcz droga może być nieprzejezdna, a widniejący na mapie bród zmienia się w rwącą, szeroką rzekę. Wielki plus to niesamowite widoki, duży problem to... kangury. Panuje tam niepisana zasada, by nie jeździć po zmroku. Zderzenie z kangurem może być bardzo niebezpieczne podczas jazdy samochodem, a co dopiero w przypadku motocykla. Raz zdarzyło mi się spotkać tuż za zakrętem... koalę. Wyglądał, jakby dopiero co najadł się liści eukaliptusa. Kompletnie nie zwracał uwagi na to, co się dzieje dookoła. Inne z wypraw, które zapamiętam, to podróż przez USA i kraje byłego ZSRR. Stany Zjednoczone zrobiły na mnie jeszcze większe wrażenie niż Australia. Drogi fantastyczne, ogromne dystanse i... wielkie różnice w mentalności mieszkańców różnych regionów. Przeciwny biegun to objazd przez Litwę, Łotwę, Estonię, Rosję i Ukrainę. Drogi koszmarne, zupełne przeciwieństwo tych w USA. Jednak ludzie niesamowicie sympatyczni – głównie to mi utkwiło w pamięci.

Bardziej ciągnie Pana w stronę jazdy ścigaczami czy wypraw, gdzie jest więcej off roadu?

W jedną i drugą, i to z zupełnie innych powodów. Wyścigi to adrenalina. Jest podobna bez względu na to, czy zakręt pokonujemy z prędkością 100 czy 200 km/h. Ważne, by było to na granicy możliwości. Wyprawy to zupełnie inne doznania. Jedzie się kilka tygodni, z przyjaciółmi, trasa jest zaplanowana, ale zupełnie spontanicznie zdarzają się jej korekty czy wręcz całkowita zmiana punktu docelowego. To mi przypomina trochę film „Easy rider“.

Wspomniał Pan, że w zeszłym sezonie startował w Volkswagen Castrol Cup za kierownicą sportowego Golfa. Czy to jest ten sam typ jazdy, co w przypadku wyścigów motocyklowych?

To zupełnie inne ściganie. Miałem okazję jeździć po Torze Poznań samochodem i motocyklem. Oczywiście znajomość toru pomaga, bo tor jazdy jest zbliżony, ale jazda i związane z nią wrażenia są kompletnie różne. Samochód niesamowicie hamuje, ale w porównaniu z motocyklem bardzo wolno się rozpędza po wyjściu z zakrętu. Dla mnie największą trudnością było znalezienie właściwych punktów hamowania w samochodzie. Po wyjściu z zakrętu można wcisnąć gaz do dechy, w motocyklu jest to z reguły niemożliwe.

Ring, motocykl, samochód... Który z tych sportów sprawia, że serce bije szybciej?

Chyba jednak w ringu. Ze sportami walki miałem do czynienia przez wiele lat. Ważny jest również poziom – w ringu biłem się o najwyższe trofea, na tym tle moje starty w wyścigach można nazwać zabawą. Choć adrenaliny nie brakuje. Wracając do boksu, mówi się, że pięściarz jest tak dobry, jak jego ostatnia walka, dlatego za każdym razem stając na ringu trzeba dawać z siebie wszystko.

Do użytku prywatnego wybiera Pan samochód czy motocykl?

Ze względów praktycznych raczej samochód. Nagrywam teraz zdjęcia do programu TV w kopalni soli w Wieliczce. Ze względu na odległość i fakt, że muszę zabrać ze sobą więcej niż jedną małą torbę, a dodatkowo – na nieprzewidywalną w naszym kraju pogodę – samochodem jest po prostu wygodniej. Motocykl jest praktyczniejszy, gdy jadę na spotkanie i nie muszę nic ze sobą zabierać, a dodatkowo nie muszę być w garniturze. Motocykl nie „zauważa“ korków, nie ma też problemów z parkowaniem.

Gdzie zobaczymy Pana w najbliższym czasie? Może jest jeszcze inna dziedzina motoryzacji, w której chciałby się Pan sprawdzić?

Ze względu na nowe obowiązki tegoroczny sezon wyścigowy potraktuję ulgowo, choć nie ukrywam, że w paru eliminacjach chcę się pokazać. Sporo czasu zajmuje mi teraz wspomniana praca dla TV. To część programu National Geographic Channel – „Przemek Saleta – najcięższe zadania“, o najtrudniejszych zawodach w Polsce. Co do innych dyscyplin, to podobają mi się rajdy, drifting. Problem jest jeden - doba ma tylko 24 godziny.

Dla wielu młodych ludzi jest Pan wzorem do naśladowania. Jak zachęciłby ich Pan do realizacji ich pasji?

Nie bójcie się marzyć i nie bójcie się tych marzeń realizować. Większość jest do zrealizowania, trzeba tylko próbować i wierzyć, że się uda.

Rozmawiał Maciej Blum
fot. Archiwum Przemysława Salety

O Autorze

Tagi artykułu

autoExpert 04 2024

Chcesz otrzymać nasze czasopismo?

Zamów prenumeratę