Prawo wyboru

W portalu moto.onet.pl ukazał się wpis pod szumnym tytułem: „Koniec cofania liczników – nowe przepisy już działają”.

Pod spodem widniała zdawkowa informacja, sprowadzająca się do tego, że: „Rozporządzenie ministra transportu narzuca na stacje kontroli pojazdów obowiązek rejestrowania w komputerowej bazie stanu licznika przy każdym okresowym badaniu technicznym”.
Przez trzy sekundy byłem pod wrażeniem, po czym przewinąłem stronę do komentarzy czytelników. Uzbierało się ich blisko 700, ale przeczytałem jedynie dziesięć najwyżej ocenianych. Tu wspomnę o czterech najlepszych.
Pierwszy czytelnik starł ministerialny pomysł na proch. Otóż wystarczy zrobić przed każdym przeglądem korektę o kilkadziesiąt tysięcy kilometrów i – w efekcie – po pięciu latach auto z faktycznym przebiegiem 400 tys. km będzie miało na liczniku połowę z tego. Czyli ministerialne rozporządzenie doprowadzi do sytuacji, w której odnotowane podczas badania zafałszowane przebiegi będą uwiarygodniane wpisem w centralnej bazie.
Drugi czytelnik zwraca uwagę na to, że cofnięcie licznika jest oszustwem, jak każde inne, a oszustwo to przestępstwo. Gdyby policja wraz z zatrudnionymi ekspertami sprawdzała wyrywkowo auta wystawiane w komisach lub na portalach, a następnie stosownie karała oszustów, a media to nagłaśniały, proceder cofania liczników w mig odszedłby w niepamięć.
Trzeci czytelnik opisuje przepisy obowiązujące w Zjednoczonym Królestwie. Jeżeli w trakcie przeglądu okazuje się, że z licznikiem jest coś nie tak, szybko pojawia się policja, nakłada na właściciela niewielki mandat i konfiskuje mu dowód rejestracyjny wraz z pojazdem. Jak napisał ten komentator: „do domu wracasz taxi lub autobusem [...] i możesz zbierać kasę na kolejne auto, bo tego, którym pojechałeś na przegląd, już nie odbierzesz”.
Czwarty czytelnik widzi nowy przepis w szerszej perspektywie: dzięki centralnej bazie Urząd Skarbowy dopilnuje, aby odliczyć od podatku tyle paliwa, ile się wyjeździło, zgodnie z danymi z bazy, a osoby jeżdżące dużo będą płaciły wyższe OC.
Po tej lekturze zacząłem się zastanawiać w związku z trzema pierwszymi czytelnikami i komentatorami, dlaczego w rozmaitych instytucjach pracują ci, którzy akurat tam pracują. Moim zdaniem dotychczasowi urzędnicy powinni odejść, a na ich miejsce jako pierwszych należałoby zatrudnić tych trzech czytelników.
Czwarty czytelnik nawiązał do faktu powszechnej inwigilacji, czym skłonił mnie do odrębnej refleksji. Różne firmy, instytucje, urzędy i agencje zbierają na okrągło informacje o każdym z nas. Wystarczy włożyć baterię do telefonu komórkowego albo połączyć się z Internetem, żeby dane o nas zaczęły się odkładać na rozmaitych serwerach. Im więcej ruchów wykonamy, tym więcej danych dostarczymy. Alternatywą jest odcięcie się od całego świata, ale wtedy też jesteśmy widoczni, jak Osama bin Laden, ukrywający się w willi w Abbottabad. Wybór należy do nas.

rys. Dariusz Wójcik

Tagi artykułu

Chcesz otrzymać nasze czasopismo?

Zamów prenumeratę