Rafał Sonik: Moc silnika to nie wszystko

Maciej Blum
8.4.2015

O sukcesie i zdobyciu pierwszego miejsca w tegorocznym rajdzie Dakar, specyfice jazdy quadem oraz trudnościach podczas tego blisko dwutygodniowego wyścigu rozmawiamy z Rafałem Sonikiem, polskim kierowcą rajdowym, startującym na quadach w rajdach terenowych.

Jest Pan pierwszym quadowcem w historii, który wygrał każdy rajd z cyklu pucharu świata. W Dakarze od 2009 r. zajmował Pan miejsca od drugiego do czwartego. W tym roku miejsce pierwsze. Czy to oznacza, że osiągnął Pan wszystko w klasyfikacji quadów?

Myślę, że żaden sportowiec nie pozwoli sobie na to, żeby powiedzieć, że osiągnął wszystko. Kiedy zdobędzie się jeden szczyt, z wierzchołka widać kolejne. Dla mnie Dakar to przede wszystkim szkoła życia, z której co roku staram się coś wynieść. Tym razem przekonałem się, że mogę jechać mocnym tempem, ale na tyle uważnie, aby eliminować wiele błędów. W tym roku udało mi się stracić tylko około godzinę z powodu własnych pomyłek. Myślę, że poprzez dalsze starty i zbieranie doświadczeń mogę za rok poprawić ten wynik. Nie ma lepszego motywatora niż chęć rozwoju i możliwość ciągłego przesuwania swoich granic.

Startował Pan w rajdach Dakar Yamahą Raptor o różnych pojemnościach - 1100, 900 i 700 cm3. Wyniki w ostatnich rajdach udało się zrobić na najmniejszej wersji silnikowej. Czy moc nie jest ważna w takim wyścigu?

Organizatorzy zakazali startów quadami o pojemności większej niż 700 cm3 ze względu na bezpieczeństwo zawodników i uważam, że było to dobre posunięcie. Rajd Dakar trwa 13 dni i to nie moc silnika odgrywa w nim największą rolę. Ja jestem tego najlepszym przykładem, ponieważ mój Raptor ma zamontowany seryjny silnik bez żadnych modyfikacji. Tymczasem rywale wprowadzają zmiany, które pozwalają im uzyskiwać dużo większe prędkości na prostych. Oczywiście jest to irytujące, kiedy mijają mnie „idąc wiórem”, ale ja z kolei jestem szybszy na technicznych, górskich odcinkach trasy. Przede wszystkim jednak, ingerując w silnik, moi przeciwnicy skracają jego życie, o czym przekonał się w tym roku chociażby Ignacio Casale, a w poprzedniej edycji Marcos Patronelli.

Specyfika jazdy quadem w takiej imprezie – co jest najtrudniejsze?

Najtrudniejsze jest to, że jedziemy tą samą trasą co motocykle, a różnicę w budowie obu pojazdów widać na pierwszy rzut oka. Oni prześlizgną się pomiędzy skałami, lepiej poradzą sobie w wąskim korycie wyschniętej rzeki i mogą gdzieniegdzie pojechać na skróty. Nam jest o wiele trudniej, bo często musimy szukać alternatywnych dróg lub po prostu bardziej ryzykować uszkodzeniem quada. Quad jest też zdecydowanie bardziej awaryjnym pojazdem niż motocykl, co czyni całe wyzwanie jeszcze trudniejszym.

Jak wyglądają przygotowania do Dakaru?

Przygotowania do Dakaru zaczynają się już krótko po zakończeniu rajdu. Każdy mój start w jednej z sześciu rund Pucharu Świata traktuje jako element takiego przygotowania, bo każdy kolejny rajd to bezcenne doświadczenia, nauka i praca nad sobą. Przynajmniej trzy, cztery razy w tygodniu mam zróżnicowane treningi fizyczne. Od strony technicznej przygotowania również trwają okrągły rok, bo mechanicy na każdym rajdzie testują nowe rozwiązania, które potem wcielają w życie w październiku, budując ostateczną, startową wersję Raptora.

W czasie rajdu jest Pan kierowcą, mechanikiem, nawigatorem. Która ze zdolności przydaje się najbardziej?

Wszystkie są równie istotne, bo wszystkie składają się na ostateczny sukces. Trzeba je doskonalić w równym stopniu. W zeszłym roku podczas Rajdu Brazylii pracowałem nad roadbookiem z najlepszymi motocyklistami i dzięki temu znacznie poprawiłem tę umiejętność. Nie tylko popełniam mniej błędów, ale mogę też szybciej jeździć i zyskiwać cenne minuty przewagi nad rywalami. To wszystko byłoby jednak na nic, gdybym nie potrafił dokonać niezbędnych napraw. W tym roku podczas Dakaru na jednym z etapów przestała mi działać elektryka, a tym samym pompa paliwa. Musiałem ręcznie przepompowywać paliwo z jednego zbiornika do drugiego za pomocą rurki od camelbaka i małej butelki. W takich sytuacjach brak umiejętności poradzenia sobie z własnym pojazdem oznaczałby koniec rajdu.

W jednym z wywiadów mówił Pan, że jeśli chce się poznać człowieka, to należy go zabrać na Dakar. Czy rzeczywiście ten rajd to tak potężny sprawdzian?

Proszę sobie wyobrazić, że w ciągu dwóch tygodni przeżywa Pan wszystkie emocje, jakie tworzą się w człowieku. Tutaj radość miesza się z wściekłością, a wzruszenie z irytacją. Co więcej, to wszystko przeżywamy w stanie skrajnego zmęczenia, pod presją walki o wynik. W małym zespole nie można wtedy uniknąć scysji, dlatego musi on składać się ze sprawdzonych profesjonalistów, którzy potrafią okiełznać emocje, nie poddawać się i w nieprzyjaznych warunkach wykonywać swoją pracę. To prawdziwy test osobowości. Już za niecały rok kolejny Dakar.

Kiedy zaczyna Pan przygotowania i jakie wnioski wyciągnął Pan z ostatniej edycji?

Przygotowania rozpocząłem już w lutym kilkudniowym treningiem na pustyni w Dubaju. Z końcem marca, tradycyjnie w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, otwieramy sezon prestiżowym rajdem Abu Dhabi Desert Challenge. W tym sezonie celem będzie obrona Pucharu Świata, ale równolegle praca nad doskonaleniem quada oraz umiejętności nawigacyjnych. Mogę popełniać jeszcze mniej błędów niż dotychczas. Przede wszystkim jednak cieszę się, że moja taktyka jazdy przyniosła efekty i wiem, że to nie było jeszcze wszystko na co mnie stać.

Rozmawiał Maciej Blum

fot. rafalsonik.pl

O Autorze

Tagi artykułu

Zobacz również

Chcesz otrzymać nasze czasopismo?

Zamów prenumeratę