Sprawa wagi ciężkiej

Otmar Holz
6.12.2018

Duże opony są na topie – jednak panujący od kilku lat trend ma też swoje ciemne strony. Prosta wymiana koła przeradza się w torturę dla mięśni mechaników – granice wytrzymałości zostały już osiągnięte.

Podczas zakładania kół do średniego SUV-a mechanik musi się teraz wysilić. Dla przykładu, BMW X3 wyposażone w opony odporne na przebicie jeszcze niedawno było obiektem śmiechu. Dziś trzeba się praktycznie na co dzień mierzyć z jego ciężkimi kołami. Do tego dochodzi aspekt wieku mechanika. 40 lat to magiczna granica – później mięśnie kręgosłupa i szkielet nie mogą kompensować przeciążeń. Problem z dramatycznie rosnącymi masami kół jest coraz większy: analiza przeprowadzona w Niemczech przez PwC Autofacts wykazała, że produkcja SUV-ów i samochodów terenowych w Europie wzrosła do roku 2018 o 37% do poziomu 4,8 milionów sztuk, a produkcja samochodów osobowych o 25%.

Końca nie widać

Segment SUV-ów to jeden z głównych czynników wzrostu na europejskim rynku samochodowym. Dla przykładu, w 2014 r. liczył on 20,1% wszystkich nowo rejestrowanych samochodów w Europie, a sprzedaż tych pojazdów wzrosła w porównaniu do roku 2013 o 18,6%. Jednak również w przypadku samochodów osobowych koła wykazują tendencję mocno wzrostową. I tak na przykład Audi A6 wyposażone jest w koła 20-calowe, a już nawet kompaktowe limuzyny, takie jak Kia Rio posiadają 17-calowe koła. A wszystko zaczęło się powoli i spokojnie. Na początku wielkie koła miały tylko nieliczne pojazdy. Mechanicy reagowali ze sportowym entuzjazmem na nowe wyzwanie – i byli dumni, kiedy poradzili sobie z takimi egzotykami. Jednak te egzotyki stały się wkrótce codziennością. Duma wynikająca z założenia 20-calowej opony na felgę, a następnie zamontowania koła na osi, ustąpiła banalności dnia codziennego. Rosnąca liczba dużych kół to jeszcze większy problem dla starszych pracowników: kto ma to wszystko podnosić? I przede wszystkim czym? Wielu właścicieli warsztatów zareagowało najpierw cynicznie. Przenieśli problem na pracowników sezonowych i tymczasowych – zgodnie z dewizą „Za dwa miesiące już ich nie będzie”, oszczędzając jednocześnie stałych pracowników. Nawet jeśli odpowiedzialni kierownicy firm przeprowadzą ocenę ryzyka metodą wskaźników kluczowych do oceny ryzyka związanego z ręcznymi pracami transportowymi (KIM – Key Indicator Method), zwykle nic to nie daje.

Duża swoboda interpretacji

Nic dziwnego: metoda KIM służy tylko do szybkiego i prostego oszacowania potencjału ryzyka. Nie wystarcza do oceny dużych mas kół. Dlatego zaleca się, aby przy montażu szczególnie ciężkich kół, ważących ponad 25 kg, korzystać z podnośnika do kół, który jest dostępny jako standardowe urządzenie podnoszące. Dziwi tylko, że zalecenie to nie zostało uwzględnione w wytycznych. Metoda KIM ma też inne słabe strony: podział procedury może mieć sens przy przenośniku taśmowym w fabryce, ale podczas zmiany opon w warsztacie należy brać pod uwagę trzymanie i noszenie. Tych w ogóle nie uwzględniono, nawet jeśli badanie przeprowadzone przez BGHM metodą pomiaru Cuela (pomiar postaw i ruchów ciała) wykazało tutaj tylko niewielkie wartości obciążenia. Wiele kryteriów oceny jest niejednoznacznych, co oznacza, że właściciel zakładu musi interpolować wartości, a następnie wpisać je do formuły obliczeniowej. Ustawowa granica dla podnoszenia nie istnieje – wartości graniczne 40 kg dla mężczyzn i 25 kg dla kobiet mają charakter polityczny, jednak te wartości i wyższe mogą spowodować przeciążenia także u zdrowych osób.

Koło za ciężkie – co robić?

Jeśli mimo całej swobody interpretacji pracodawca stwierdzi przeciążenie, musi podjąć działania. Oprócz raczej nierealnych opcji, takich jak wydłużone przerwy, krótszy czas pracy, czy inny przydział zadań dla montera (trudny do osiągnięcia w serwisie opon w sezonie) pozostaje zastosowanie podnośników kół. Urządzenia te pojawiły się po raz pierwszy ok. 10 lat temu i zostały przywitane drwiącym uśmieszkiem. Także dzisiaj wielu wstydzi się ich używać – dotyczy to przede wszystkim starszych mechaników. To dlatego, że wielu z nich boi się, że może stracić pracę i wysiłkiem próbują dorównać młodszym. Tymczasem w niektórych warsztatach dostrzega się zmianę myślenia. – Podnoszenie takich kół gołymi rękami nie ma sensu – twierdzi szef średniego serwisu opon. Sam zbudował podnośnik do kół z napędem elektrycznym. Nasz podnośnik do kół cieszy się dużą popularnością wśród starszych pracowników, cieszy ich wyraźne odciążenie. Młodsi pracownicy idą stopniowo za przykładem starszych – zauważa.

Spojrzenie na warsztat

Frank Trogisch nie rozumie negatywnego nastawienia wielu kolegów po fachu. – Mechanik nie pracuje wolniej, ponieważ to właśnie po założeniu dużych opon nawet młoda osoba potrzebuje odpocząć. A kosztów zakupu nie da się porównać ze stratami spowodowanymi np. trzytygodniową nieobecnością pracownika w sezonie – stwierdza kierownik serwisu. Oczywiście podnośnika kół nie używa się w każdej klasie, ale odsetek pojazdów z ekstremalnym ogumieniem rośnie także w firmie Daimler.

Różne napędy

Kupując podnośnik kół, trzeba zwrócić uwagę na kilka rzeczy. Poza dużą rozpiętością cen, o zakupie decyduje rodzaj napędu. Ręczne podnośniki hydrauliczne są atrakcyjne cenowo i samowystarczalne, ale prędkość podnoszenia jest względnie niska. Szybciej działa napęd akumulatorowy – dbanie o akumulator sprzyja długiej eksploatacji podnośnika. Najszybszym podnośnikiem jest pneumatyczny Easy-Lift firmy GL, który jednak musi być stale połączony z przewodem pneumatycznym. Ma to jednak tę zaletę, że sprężonym powietrzem z Easy-Lift można zasilać nieodzowny śrubokręt pneumatyczny, a nawet pompować opony.

O Autorze

Tagi artykułu

Chcesz otrzymać nasze czasopismo?

Zamów prenumeratę