Trzeba jeździć z głową

Maciej Blum
18.3.2015

O amerykańskiej edycji Dakaru, przygotowaniach do tego rajdu oraz wyrzeczeniach i ciężkiej pracy związanych z jego ukończeniem rozmawiamy z Krzysztofem Hołowczycem.

Ile pracy i wysiłku potrzeba, żeby wystartować w Dakarze i go ukończyć?

Każdy, kto ukończy Dakar może nazywać siebie bohaterem. Aby dojechać do mety, nie wystarczy zmierzyć się jedynie z dystansem, odwodnieniem, pustynią i upałem, ale przede wszystkim z samym sobą. Trzeba pokonać swoje słabości, wątpliwości i znaleźć siłę, aby - mimo zmęczenia - jechać dalej. Żeby osiągnąć finisz, należy być dobrze przygotowanym mentalnie i kondycyjnie. Bez solidnego przygotowania fizycznego nie ma mowy nie tylko o dobrych wynikach, ale o samym ukończeniu tego morderczego rajdu. Nie wystarczy zacząć trenować na miesiąc czy dwa przed startem. Ja o swoją formę dbam cały rok. Latem biegam, uprawiam sporty wodne, jeżdżę na rowerze, oprócz tego ćwiczę z trenerem personalnym. Przygotowania do Dakaru to naprawdę ciężka praca i mnóstwo wyrzeczeń. Każdy mój rajd podporządkowany jest przygotowaniom właśnie do tego jednego, najważniejszego startu.

Ile kosztuje udział w tego typu rajdzie?

Start na najwyższym poziomie sportowym kosztuje kilka milionów złotych. Mam to szczęście, że mój start opłaca zespół X-Raid i sponsorzy - z Monster Energy i Lotto na czele. Sam nigdy w życiu nie byłbym w stanie sfinansować swojego udziału. Dakar to przedsięwzięcie, na które idą ogromne pieniądze. Gdy nie startujesz w zespole fabrycznym, to - niestety - nie masz szans na dobry wynik. W rajdach terenowych skończyła się bowiem era przygody czy zwykłego podejmowania wyzwania.

Kilka lat temu rajd Dakar przeniósł się do Ameryki Południowej. Czy amerykańskie edycje rajdów są trudniejsze od afrykańskich?

Gdy zapadła decyzja o przeniesieniu rajdu do Ameryki Południowej wszyscy zastanawialiśmy się, co to będzie za miejsce. Gdzie tam można się ścigać? Byłem tym, który mówił, że już nigdy nie będzie to ten sam rajd. A jednak okazało się, że organizatorzy, jeśli tylko będą chcieli, mogą na kontynencie amerykańskim dać nam nawet większy wycisk niż w Afryce. Na pustyni Atakama wydmy są dużo większe niż w Afryce, a temperatura przekracza 50 stopni Celsjusza, bo w styczniu panuje tam lato. W Afryce ścigaliśmy się zimą, więc nie było aż tak gorąco. Na przestrzeni lat widzę, że przeniesienie rajdu z Afryki było słuszną decyzją. Tam najgorsza była ogólna atmosfera towarzysząca Dakarowi. Czuliśmy się niezbyt komfortowo, bo ludność Afryki traktowała nas raczej jako intruzów, a nie jak sportowców. Często dawano nam odczuć, że nie jesteśmy mile widzianymi gośćmi. Współczesny, południowo-amerykański Dakar to zupełnie inna bajka. Ja czuję się tam niemal jak w domu i z przyjemnością wracam tam co roku. Wszyscy są przyjaźnie nastawieni i na każdym kroku czujemy się jak wyjątkowi ludzie, a nie jak zło konieczne. Organizatorzy Dakaru wybrali doskonałe miejsce do kontynuowania tradycji tego rajdu.

W tym roku udało się zdobyć miejsce na podium. Jaki wpływ na wynik ma szczęście, a jaki taktyka jazdy?

Mogę śmiało powiedzieć, że w tym roku sprzyjało nam szczęście, ale też trochę temu szczęściu pomogliśmy, nie kusząc losu, kontynuując swoją dość szybką, ale i zarazem rozsądną, równą jazdę. Gdy podczas trzeciego odcinka specjalnego napęd w naszym MINI uległ awarii, przez chwilę pomyślałem, że to już koniec, że znów zabrakło szczęścia i możemy liczyć jedynie na przeciętny wynik. Obraliśmy z Xavierem nową strategie, trzymaliśmy się blisko czołówki, nie szarżując jednak zbytnio. Taktyka poskutkowała, zajmowaliśmy w klasyfikacji generalnej silne czwarte miejsce. Gdy Al-Rajhi zarżnął silnik, zwolnił trzecią lokatę i na nią wskoczyliśmy, mogliśmy w miarę bezpiecznie, równym tempem dokończyć rajd. Należy pamiętać o tym, że Dakar to maraton - bardzo trudny nie tylko dla ludzi, ale także i sprzętu. Tu należy jechać z głową. Choć nieraz serce radzi, aby przyspieszyć, wyrwać do przodu i wreszcie wygrać tę walkę, to jednak zdrowy rozsądek przypomina, że są jeszcze do pokonania tysiące kilometrów. To nie są rajdy płaskie, gdzie kilkusekundową przewagą wygrywa najszybszy, to maraton, który można wygrać jadąc szybko, ale jednocześnie rozsądnie.

Skoro udało się wywalczyć 3. miejsce, to jest potencjał i na 1. Co trzeba zmienić, aby zwiększyć szanse na tę pozycję?

Póki co wciąż cieszę się z swojego trzeciego miejsca, choć tak to właśnie wygląda, że jeden Dakar się kończy, drugi się zaczyna. Oczywiście marzy mi się to środkowe miejsce na podium, to byłoby coś naprawdę wielkiego, ale jednocześnie wiem, że nie będzie to łatwe. Ścisła czo łówka Dakaru to naprawdę najlepsi kierowcy świata, perfekcyjnie przygotowani, w perfekcyjnych samochodach - tu walka jest naprawdę ostra, nie można pozwolić sobie na błędy. Jeszcze za wcześnie, aby myśleć o konkretnej strategii na przyszły rok. Na pewno podczas ostatniej edycji wiele się nauczyłem. Wcześniej chciałem coś udowodnić, pokazać, że mogę być najszybszy, wygrać etap. Teraz wiem, że nie do końca o to w tym wszystkim chodzi. Zrozumiałem, że równą, rozsądną jazdą można zdziałać o wiele więcej niż szarżowaniem.

Jak wygląda rywalizacja na trasie Dakaru? Ogólnie mówi się, że w tym rajdzie kierowcy sobie pomagają, choć w zeszłym roku dość głośno było o mało sportowym zachowaniu Robbiego Gordona utrudniającego wyprzedzanie. Z drugiej strony mamy Marka Dąbrowskiego, który oddał zapasowy silnik Cyrilowi Despresowi, aby ten mógł ukończyć rajd....

Panują między nami bardzo dobre relacje, mimo tego że na trasie jesteśmy rywalami. Mogę powiedzieć, że przyjaźnię się z niektórymi z zawodników. Mamy wszyscy świadomość, że jedziemy na jednym wózku, że każdemu z nas może przytrafić się na trasie coś złego. Jeśli chodzi o Robbiego Gordona, to dla wielu kierowców i obserwatorów jest to „rajdowy świr”. Dla niego show jest ważniejsze od całej reszty. Nawet jeśli później, gdzieś na boku, ktoś powiedziałby mu „jesteś niebezpiecznym idiotą”, on odpowiedziałby „w porządku, ale zrobiłem fajne show”. To jest tego typu człowiek.

Rozmawiał Maciej Blum

fot. www.holek.pl

O Autorze

Tagi artykułu

Zobacz również

Chcesz otrzymać nasze czasopismo?

Zamów prenumeratę