Było „na wnuczka”, jest „na mechanika”

Maciej Blum
Maciej Blum
5.6.2017

Jedna z mieszkanek Łodzi pojechała swoim fiatem seicento na zakupy. Po powrocie do auta okazało się, że to nie chce zapalić. W okolicy znalazł się zainteresowany sytuacją przechodzień mówiący, że ma znajomego mechanika, który może pomóc w razie potrzeby.

Po wezwaniu na miejsce mechanik stwierdził brak jakiejś części, ale okazało się, że zupełnie przypadkowo wiezie dostawę do swojego warsztatu i między innymi częściami akurat ma tę potrzebną do małego fiacika.

Mechanik przy tym był bardzo uprzejmy i za samą usługę założenia części nie chciał pieniędzy. Chodziło mu tylko o zwrot pieniędzy za część. Dokładnie 500 złotych. Kwota zaskoczyła właścicielkę niewiele droższego samochodu, ale mechanik się upierał, że ta część akurat tyle kosztuje. Kobieta nie miała przy sobie takiej kwoty, więc stanęło na tym, że pójdzie do bankomatu. Tak przynajmniej powiedziała „mechanikowi z przypadku”.

Finał tego zdarzenia był zaskakujący przede wszystkim dla próbującego naciągnąć kobietę mechanika. Kobieta zadzwoniła do męża, który jest policjantem i do tego nie lubi być naciągany. Okazało się, że teren wokół sklepu jest monitorowany, a mąż–policjant potrafi skorzystać z nagrań kamer ochrony. Analiza nagrań z monitoringu ujawniła, że „przypadkowy przechodzień”, który zaproponował pomoc mechanika, przed powrotem kobiety do samochodu coś majstrował pod maską. Jasno więc z tego wynikało, że najpierw zepsuł samochód, by w kluczowym momencie pojawić się jako wybawiciel z opresji.

Tego typu działanie można by jakoś wytłumaczyć, gdyby ów mężczyzna próbował zawrzeć znajomość z niewiastą, a byłby bardzo nieśmiały. I tak od śrubki trafiłby do serca. W tym przypadku chodziło jednak o typowe wyłudzenie pieniędzy. Sprawca całego zamieszania bardzo źle trafił, bo sprawą zajęła się policja.

Czemu o tym piszę? Po przekręcie „na wnuczka” przyszła kolej na przekręt „na mechanika”, a to niestety uderza w wizerunek branży. Kolejnym powodem jest niedawno zaobserwowana przeze mnie sytuacja, kiedy na stacji benzynowej kierowca miał podobny problem, który zakończył się w zupełnie inny sposób. Z pomocą przyszedł właściciel tankowanego obok samochodu. Nie dość, że pomógł przestawić auto, to jeszcze z zaangażowaniem podładował przez kable akumulator niesprawnego samochodu, po czym odpalił go, a sam pojechał w swoją stronę. Oczywiście nie wziął za to ani grosza. Aż miło było patrzeć.

O Autorze

Tagi artykułu

Zobacz również

autoExpert 04 2024

Chcesz otrzymać nasze czasopismo?

Zamów prenumeratę