Cezary Kruk: Happy End

Dariusz Wójcik
25.11.2015

Opisana tu historia przypomina pod wieloma względami przepis Alfreda Hitchcocka na wciągające widowisko filmowe: „Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć”.

A zatem zaczęło się od trzęsienia ziemi, gdy amerykańska Agencja Ochrony Środowiska poinformowała, że Volkswagen instaluje w samochodach z silnikami Diesla oprogramowanie, które zafałszowuje wyniki testów czystości spalin. Program rozpoznawał, że samochód jest uruchomiony na stanowisku kontrolnym i zmieniał na ten czas parametry pracy silnika.

W efekcie wykrycia oszustwa Volkswagenowi w samych Stanach Zjednoczonych grozi kara w wysokości 18 mld dolarów z tytułu wprowadzenia na rynek amerykański 480 tys. takich samochodów. Łączną liczbę zmanipulowanych aut Volkswagena na całym świecie (w tym marek Audi i Škoda) szacuje się na 11 mln, ale każdy kraj musi występować ze swymi roszczeniami wobec firmy z osobna.

Szef amerykańskiego przedstawicielstwa Volkswagena – Michael Horn – usiłował bronić zarząd firmy, zeznając przed kongresmenami, że to jacyś inżynierowie zainstalowali to oprogramowanie z niewiadomych powodów. Tymczasem niemiecka prasa ujawniła, że już w 2011 roku technicy przedłożyli zarządowi wewnętrzny raport, w którym donosili o stosowaniu przez firmę nielegalnych praktyk dotyczących emisji spalin. Co więcej, Bosch, który napisał inkryminowane oprogramowanie dla Volkswagena, ostrzegał, że instalowanie go w egzemplarzach produkowanych seryjnie byłoby nielegalne.

Później napięcie wzrosło, gdy niemiecki automobilklub (ADAC) przeprowadził testy porównawcze sześćdziesięciu samochodów z silnikami Diesla, stosując standardową procedurę NEDC oraz nową – UNDC. Oba rodzaje testów wykonuje się w laboratorium, z tym że drugi spośród nich lepiej naśladuje warunki, z jakimi mamy do czynienia podczas normalnej eksploatacji pojazdu.

W efekcie okazało się, że – w nowym teście – spośród sześćdziesięciu samochodów jedynie osiemnaście zmieściło się w obowiązujących normach zanieczyszczenia spalin. Norm nie trzymają całe generacje silników wysokoprężnych, w tym: włoskie Multijety i CDTI, francuskie DCI i HDI oraz japońskie D-4D i SkyActiv-D.

Na uwagę zasługuje fakt, że tak w przypadku afery Volkswagena, jak w przypadku testu NEDC chodzi o silniki Diesla sprawdzane procedurą testową, która odbiega od warunków realnej eksploatacji. W takich warunkach lub w teście UNDC tak samochody Volkswagena, jak i innych producentów nie trzymają norm.

Jeszcze nie wiadomo, jakie decyzje podejmie w tej sprawie Unia Europejska. Jeżeli nowy test miałby – zgodnie z planem – zacząć obowiązywać od września 2017 roku, większość popularnych aut z silnikami wysokoprężnymi zniknęłaby z europejskich rynków.

Zaczęło się od trzęsienia ziemi, a później napięcie wzrosło. Za to na zakończenie będziemy mieli happy end. Otóż, Volkswagen ogłosił właśnie, że zamierza przejść na silniki Diesla korzystające z ekologicznych technologii SCR i AdBlue. Będą one produkowane na rynki Europy i Stanów Zjednoczonych.

Tak oto firma, która była na początku felietonu czarną owcą, na jego końcu przemieniła się w niewinnego baranka, a ja się zastanawiam, czy to wciąż jeszcze jest dreszczowiec, czy może czarna komedia? Tak czy inaczej, nie mamy się czym martwić. Auta Volkswagena z „brudnymi” silnikami wysokoprężnymi trafią do Azji i Ameryki Południowej...

Cezary Kruk

 

autoExpert 04 2024

Chcesz otrzymać nasze czasopismo?

Zamów prenumeratę