Cezary Kruk: Pieniądz robi pieniądz

Tewje Mleczarz ze „Skrzypka na dachu” śpiewa piosenkę z refrenem: „Gdybym był bogaczem, jaba dyby dyby dajdu dajdu dajdu dadu daj, cały dzień bym biddy biddy bam, gdybym ja był wielki pan, ej!”. Innymi słowy: wyobraża on sobie, że bogacze nic nie robią tylko sobie bimbają. Co prawda zdarza się, że jakiś dziedzic fortuny wybiera życie playboya, rozbija się luksusowymi samochodami, ma kilka jachtów, często śmigłowiec lub awionetkę, a niekiedy nawet zamek.

Problem w tym, że fortunę gromadzi się latami, a czasem – całymi pokoleniami, a roztrwonić ją można bardzo łatwo. Wielu aktorów czy sportowców dorabiało się sporych majątków, a później, ni z tego ni z owego, stwierdzali, że mają puste konta i same długi. Żeby zbankrutować w szybkim tempie, wystarczy urządzać na okrągło wystawne przyjęcia dla setki osób i obdarowywać gości kosztownymi prezentami.

Łatwo przyszło, łatwo poszło – to powiedzenie pasuje jak ulał do rozrzutnych aktorów i sportowców. Ich talenty oraz wkład pracy mają się nijak do gaż, które dostają za swe występy. W takiej sytuacji łatwo jest ulec złudzeniu, że potok gotówki będzie się lał bez końca.

Na rozrzutność playboyów pracowały całe rodziny. Rozrzutność aktorów i sportowców finansują menedżerowie, kalkulując, że z nieprzyzwoicie bogatym i prowadzącym hulaszczy tryb życia celebrytą każdy będzie chciał się identyfikować, co nakręci sprzedaż biletów i gadżetów, tak że w efekcie te wyśrubowane gaże znikną w jeszcze większych przychodach.

Do tych, którzy dochodzą do majątku ciężką pracą, pasuje z kolei powiedzenie: biedny ceni sobie każdą złotówkę, a bogaty – każdy grosz. Trudno sobie nawet wyobrazić, jakimi sknerami, dusigroszami i kutwami potrafią być bogaci ludzie. Sobie na ogół nie odmawiają niczego, ale już najbliższym krewnym potrafią kupić na gwiazdkę parę rękawiczek lub skarpet z Biedronki. Jeżeli mają liczną rodzinę, mogą na tych wyprzedażach zaoszczędzić całkiem spore pieniądze.

Biedny nie zaoszczędzi tyle, ile może zaoszczędzić bogaty, bo nie ma z czego. Poza tym raczej nie zaoszczędzi nic, bo z ledwością dociąga do końca miesiąca.

Dlatego kilka polskich miast – Warszawa, Kraków, Katowice, Wrocław, Szczecin, Gdańsk, Toruń i Tarnów – postanowiło pomóc bogatym w gromadzeniu oszczędności. Posiadacze samochodów elektrycznych i hybrydowych zostali w nich zwolnieni z opłat za parkowanie. Wyobraźmy sobie, że zamiast tego miasta te zwolniłyby z opłat za parkowanie – dajmy na to – emerytów. I co taki emeryt na tym zaoszczędzi? Kilka złotych dziennie? Po co mu te kilka złotych?

Tymczasem ktoś bogaty, kogo stać na kilka elektrycznych lub hybrydowych aut, oszczędza na wszystkim, a później jeszcze odlicza sobie swoje wydatki od podatku. Dla kogoś takiego kilka złotych oszczędności tu, kilka tam, kilka gdzie indziej i tak dalej sumuje się w kwotę, za którą po roku może kupić nowy, luksusowy samochód.

Lewica z prawicą wciąż pochylają się nad biednymi. Dobrze, że ktoś wreszcie pochylił się nad bogatymi. To w końcu na nich patrzymy w telewizji albo czytamy o nich w kolorowych czasopismach. Jakby tak znienacka zubożeli, to na kogo byśmy się patrzyli i o kim czytali?

Dlatego, gdy spotkacie jakiegoś bogacza na swej drodze, dajcie mu parę groszy. Dla was to tyle, co nic, a bogatemu z czasem uzbiera się z tego niezła sumka i będzie jeszcze bogatszy.

 

autoExpert 04 2024

Chcesz otrzymać nasze czasopismo?

Zamów prenumeratę