Poczuć tę magię...

Maciej Blum
4.6.2014

O Formule 1, rajdowych planach, wyścigach Volkswagen Castrol Cup i wymarzonym Astonie Martinie DB9 rozmawiamy z polskim piłkarzem Jerzym Dudkiem.

Wielu sportowców po zakończeniu kariery przesiada się do samochodów. To moda czy sposób na dalszą realizację swoich motoryzacyjnych marzeń?

Myślę, że jeśli sportowiec decyduje się zmienić swoją dyscyplinę na motorsport, to wynika to przede wszystkim z chęci realizowania ukrytej pasji i marzeń. Osobiście miałem możliwość już wcześniej popróbować swoich sił na torze, ale kontrakty piłkarskie nie pozwalały na udział w wyścigach, chyba że klub wyraził zgodę ze względu na sponsora, np. Volkswagena czy Audi. Nie jest łatwo dorównać poziomowi zawodowców, ale dyscyplina i cierpliwa praca nad swoimi brakami mogą przynieść efekt, a wtedy dystans do czołówki znacznie się zmniejsza.

Jest Pan fanem Formuły 1. Czy futbol zmienia się tak szybko jak wytyczne w F1?

Piłka nożna, na szczęście, nie zmienia się tak szybko jak F1. Wprowadzanie tak licznych zmian nie pomaga kibicom w „ogarnięciu” wszystkich nowinek. Futbol pod tym względem jest zdecydowanie bardziej konserwatywny i bardziej zrozumiały. Ludzie potrzebują czasu, aby z nowymi zasadami móc się zapoznać i oswoić. W przeciwieństwie do piłki nożnej, F1 zdecydowanie lepiej oglądać w telewizji. Na żywo może to stanowić problem, bo bolid widzimy raptem przez kilka sekund i często nawet nie wiadomo, na jakiej pozycji jedzie nasz faworyt. Sytuację ratują telebimy. Tak więc Formuła 1 jest sportem zdecydowanie bardziej telewizyjnym niż piłka nożna, którą natomiast zdecydowanie lepiej oglądać na żywo.

Miał Pan jednak pewną przygodę z rajdami. Jak to jest siedzieć w Subaru u boku Leszka Kuzaja?

Rzeczywiście. Kiedyś dostałem na dwa tygodnie do testów Subaru Imprezę WRX STi, limitowaną edycję Solberg. Świetne auto. Zanim jednak trafiło do mnie, Leszek Kuzaj przewiózł mnie po krakowskich drogach. To było niezapomniane przeżycie. Dopiero siedząc u boku mistrza rajdowego, możesz zrozumieć, ile dzieli cię od najlepszych…

Razem z Przemysławem Saletą ścigacie się w wyścigach Volkswagen Castrol Cup. Jeden z etapów odbywa się węgierskim torze F1 Hungaroring pod Budapesztem. Jakie to uczucie móc pościgać się na torze, na którym o mistrzostwo walczą najwięksi kierowcy świata?

Rok temu, razem z Przemkiem, mogliśmy się ścigać w Poznaniu jako zaproszeni goście. Była rywalizacja z zawodowcami, dużo jeżdżenia i zabawy! Teraz jednak mam już możliwość brania udziału w pełnym cyklu Volkswagen Castrol Cup i dzięki temu mogę dotknąć asfaltu, na którym ścigali się najlepsi. To fantastyczne uczucie, podobne do gry w golfa na polach, gdzie odbywały się wielkie turnieje rangi światowej, gdzie grali Tiger Woods czy Rory McIlroy. Człowiek czuje wtedy tę magię... Ale myślę, że gdyby miłośnik piłki miał szansę zagrać czy choćby potrenować na stadionie Anfield w Liverpoolu czy Santiago Bernabeu w Madrycie, to emocje byłyby równie ogromne.

Do prywatnych i służbowych podróży wybiera Pan samochód czy samolot?

Zdecydowanie samochód. Uwielbiam jeździć. Kiedy, mieszkając za granicą, jeździliśmy na wakacje do Polski, żonę i dzieci odwoziłem na samolot, a sam… jechałem samochodem. Trasy Rotterdam - Knurów czy Rybnik, później Liverpool i Madryt wspominam jako superprzygody. Gdy opowiadam znajomym, że potrafię przejechać z Madrytu 2800 km bez dłuższego odpoczynku, nie mogą uwierzyć. Dla mnie to przyjemność, ale i próba! Ile godzin, ile paliwa, ile odpoczynków (pit-stopów:)) itd.

Jakie są Pana dalsze plany związane z motoryzacją? Czy np. wzorem Adama Małysza będzie to start w rajdzie Dakar?

Być może zdecyduję się na start w Dakarze. Myślę, że mam na tyle dużo wyobraźni, aby – tak, jak w przypadku wyścigów – dać sobie tam spokojnie radę. Wszyscy kierowcy, których znam, mówią o tym rajdzie, jak o marzeniu do spełnienia, więc może ja też powinienem zacząć marzyć? I starać się pobić wynik Adama Małysza w debiucie? Na razie jednak skupiam się na VW Castrol Cup, gdzie mam swoje cele do zrealizowania.

Pańskie najgorsze motoryzacyjne wspomnienie, to...

W pewne wakacje zajechałem kilka aut, które wypożyczyliśmy na czas urlopu. W Subaru spaliłem sprzęgło, Mercedesem wjechałem w dziurę, uszkadzając oponę i felgę, a kolejny Mercedes po przejechaniu 100 km przestał zapalać. Myślałem, że ktoś zdalnie go zablokował, że chce go ukraść, ale okazało się, że to wina zanieczyszczonego paliwa. I to wszystko w ciągu jednych wakacji, a dokładnie 3 tygodni! Poza tym urlop był bardzo udany.

A największe motoryzacyjne marzenie?

Aston Martin DB9. No i wyścig 24 h – Le Mans lub Dubaj. Skoro trasę Madryt - Rybnik pokonywałem w 20 godzin, to w takim wyścigu z pewnością bym sobie poradził. A tymczasem zapraszam na tor – na wyścigi Volkswagen Castrol Cup. W czerwcu i wrześniu będziemy się ścigać w Poznaniu. Trzymajcie kciuki!

Rozmawiał Maciej Blum

fot. Castrol

O Autorze

Tagi artykułu

autoExpert 04 2024

Chcesz otrzymać nasze czasopismo?

Zamów prenumeratę