Niegdysiejsze śniegi

Dariusz Wójcik

Średniowieczny francuski poeta i kryminalista – François Villon – jest autorem sławnej frazy: „Gdzie są niegdysiejsze śniegi”. Nie każdy interesuje się poezją, ale poeta-kryminalista z pewnością zwraca uwagę, szczególnie jeżeli jest wybitny.


Wspomniana fraza była wielokrotnie cytowana i przetwarzana na różne sposoby. Zapamiętałem ją z lektury „Paragrafu 22” Josepha Hellera. Główny bohater tej powieści, Yossarian, miał przyjaciela, Snowdena, który zginął podczas nalotu na Avignon. Nazwisko „Snowden” zawiera rdzeń „snow”, co znaczy po angielsku „śnieg”. Zrozpaczony z powodu straty Yossarian pyta kilkakrotnie: „Gdzie są niegdysiejsze Snowdeny?”, a ponieważ nikt go nie rozumie, powtarza to po francusku: „Gdzie są niegdysiejsze Śniegodeny?”.
O Snowdenie, który zginął nad Avignonem, przypomniałem sobie, kiedy przed dwoma laty Edward Snowden, były pracownik amerykańskiej agencji bezpieczeństwa narodowego, ujawnił, że zbiera ona wszystkie dane o wszystkich. Obu Snowdenów nie łączy nic poza zbieżnością nazwisk. Edwarda Snowdena i François Villona łączy to, że obaj to kryminaliści – pierwszy we współczesnej Ameryce, a drugi – w średniowiecznej Francji.
Co w praktyce znaczy, że NSA zbiera wszystkie dane o wszystkich? Omówię to na przystępnym przykładzie... Słowem najczęściej wpisywanym w internetowych wyszukiwarkach jest „seks”. Ludzie interesują się seksem i chcą wiedzieć, co znajdą na ten temat w Internecie. Osobiście mam ciekawsze pomysły na seks niż korzystanie z Google’a, ale zdarzyło mi się wpisać to słowo w wyszukiwarce, choćby po to, żeby sprawdzić, jak często pojawia się ono w Sieci. Nie pamiętam ile razy to zrobiłem – może trzy, a może pięć? Za to amerykańska agencja bezpieczeństwa narodowego zna dokładną liczbę i wie, które strony ze słowem „seks” odwiedziłem i kiedy.
Ponieważ NSA zbiera wszystkie dane o wszystkich, nie wie niczego o nikim, bo, przytłoczona nadmiarem informacji, nie jest w stanie przetwarzać ich w sensowny sposób. Może natomiast bardzo precyzyjnie określić, ile razy każdy człowiek na świecie pytał o seks, oraz udzielić ścisłych odpowiedzi na mnóstwo innych, równie bezużytecznych kwestii.
Rozmaitym polskim instytucjom daleko do amerykańskich, ale starają się nadganiać. Centralna Ewidencja Pojazdów i Kierowców ma ambicję odnotować każdy pojazd zmotoryzowany, który porusza się po naszych drogach. Jak się okazuje, dane te, choć imponujące, są po części bezwartościowe. Koalicja R2RC przeanalizowała je i ujawniła pojawiające się w nich absurdy, na przykład, że – wedle CEPiK-u – jednym z popularniejszych w Polsce aut jest poczciwa Syrenka, albo że możemy poszczycić się samochodami, które liczą sobie ponad tysiąc lat.
Młodsi czytelnicy moich felietonów mogą tego nie wiedzieć, wyjaśnię więc, że w średniowieczu nie było ani smartfonów, ani Internetu, ani samochodów. Trudno w to uwierzyć, ale takie są fakty!Jednych wprawi w dumę to, że Polacy jeździli autami, zanim ktokolwiek na świecie wymyślił słowo „automobil”, inni będą sobie z takich głupot pokpiwali, a jeszcze inni na podstawie bzdurnych danych dojdą do bzdurnych wniosków. Kłopot w tym, że ci ostatni decydują o kształcie rynku motoryzacyjnego.
Ujawnione przez R2RC śmieciowe dane CEPiK-u to efekt błędów w oprogramowaniu i wprowadzaniu danych. Prawdziwy problem polega na tym, że podobne błędy zawierają programy i bazy danych wielu innych instytucji, które tak lub inaczej decydują o naszym życiu.
Na pytanie: „Gdzie są niegdysiejsze śniegi?” odpowiadam: „Stopniały dawno temu”. Liczba wszelkich informacji zebranych dotychczas i przyrastających każdego dnia dawno przekroczyła rozmiary, które ktokolwiek jest w stanie ogarnąć. Bóg jeden wie, jaką ich część stanowią bzdety.

Tagi artykułu

autoExpert 04 2024

Chcesz otrzymać nasze czasopismo?

Zamów prenumeratę